sobota, 19 lutego 2022

Działalność pro-life przynosi dobre, choć trudne owoce

Nasza pierwsza i jedyna pikieta, która zakończyła się sprawą w sądzie

W Fundacji Pro nauczyłem się też, że nie wszystko musi być idealne, wystarczy żeby dotrzymywać ustanowionych terminów. Nauczyły mnie tego duże akcje, które pilotowałem. Pierwszą, która w zasadzie wyszła nam bez planu nazywaliśmy "Białym protestem"...

Była to kontra do "Czarnego protestu" środowisk feministycznych po zebraniu przez nas podpisów pod obywatelskim projektem #StopAborcji w 2016 roku - tego projektu, który zakładał karanie lekarzy. Wiedzieliśmy o planach lewicy, zdecydowaliśmy zarejestrować kontr-zgromadzenie ale o nim nie informować publicznie. Osoby zainteresowane poinformowaliśmy pocztą smsową. Feministki do końca nie wiedziały kto stoi za kontrą. Czytając ich dyskusje na facebookowej grupie mieliśmy spory ubaw. Pisały, że jeśli to jakieś babcie przyjdą na Różaniec to śmiesznie. Ale jak będą to "żółte koszulki", to już poważna sprawa.

"Biały Protest" w Częstochowie - październik 2016

Gdy dotarłem na miejsce naszego kontr-wydarzenia poczułem przerażenie. Cały Plac Biegańskiego w Częstochowie był czarny - ogrom ludzi ubranych na czarno i ja sam - "to będzie klęska - pomyślałem. Po chwili dołączyli do mnie grupka narodowców, w tym moi dawni wychowankowie z Młodzieży Wszechpolskiej. Zaczęliśmy rozkładać plakaty antyaborcyjne i nagłośnienie. Nagle zaczęło dołączać do nas kolejni ludzie, ośmieleni tym, że się rozstawiamy. Oni cały czas byli, ale rozproszeni. Czekali gotowi ale onieśmieleni. Wtedy zrozumiałem, że jest wielu ludzi, którzy chcieliby robić coś dobrego, ale potrzebni są śmiali liderzy, którzy będą takie działania inicjować. Kontra, która miała się nie udać dosłownie pozamiatała! Zanim zdołaliśmy rozłożyć trzeci plakat, zorientowaliśmy się, że Plac Biegańskiego opustoszał. Jak pokazaliśmy ludziom o co walczą, to się rozeszli. Została tylko garstka lewackich ekstremistów. Wtedy nawet deszcz przestał padać. A my, przemoknięci ale zadowoleni z naszej kontry śmialiśmy się, że nie mieliśmy planu, bo nawet nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać - daliśmy radę. 

Drugim moim dużym wydarzeniem była blokada pierwszego marszu równości w Częstochowie. Nazwaliśmy naszą blokadę "Redutą Niepokalanej". Z marszem równości było o tyle wesoło, że już od samego początku wiedzieliśmy, że rejestrowali go ludzie, którzy nie znają Częstochowy bo popełnili sporo błędów przy wytyczaniu trasy. Dla nas to jednak nie był problem, bo nasza blokada została zarejestrowana wcześniej. "Tęczowi" chcieli wejść na Błonia Jasnogórskie, my natomiast stanęliśmy im na drodze u podnóża wzgórza jasnogórskiego. U wejścia na Błonia stoi na kolumnie figura Niepokalanej - dlatego blokadę nazwaliśmy "Redutą Niepokalanej".

Reduta Niepokalanej - lipiec 2018

Organizacja tego wydarzenia była dla mnie bardzo obciążająca psychicznie. Gdy się zakończyło, poczułem ogromną ulgę. Jednak nie byłem z niego zadowolony. Inaczej wszystko zaplanowałem - miało być idealnie. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że przecież było idealnie. To moje plany były przekombinowane. To była wielka lekcja pokory, którą zrozumiałem po pewnym czasie.

W 2018 roku pilotowałem jeszcze jeden antyaborcyjny projekt. Był to cykl pikiet połączonych z modlitwą różańcową w 12 miejscach Częstochowy. Pikiety odbyły się w każdą pierwszą sobotę 2018 roku, a cały cykl nazwaliśmy "Nowenną Częstochowską". To wydarzenie nauczyło mnie działania na przekór niechęci. Przyznam szczerze, że miałem ogromne opory w organizowaniu kolejnych pikiet ale bez względu na niechęć, udawało mi się dotrzymać słowa i każdą następną organizować. W ramach Nowenny odprawiliśmy 11 publicznych Różańców, ostatni zaś (już z uwagi na warunki pogodowe i fakt, że po listopadowej pikiecie prawie wszyscy byli przeziębieni) odbyliśmy już na Jasnej Górze, w Kaplicy Miłosierdzia Bożego. 

Poza tym mieliśmy szereg innych, mniejszych wydarzeń z których najciekawszym była sprawa w sądzie. Jeden z lewicowych działaczy oskarżył nas o sianie zgorszenia. Przypomniało mu się, że nas widział w Alejach (zdjęcie u szczytu z interwencji Policji) bodaj dwa dni po publikacji artykułu w Gazecie Wyborczej na nasz temat. Policyjna interwencja zakończyła się konfiskatą widocznego na zdjęciu plakatu (podobno w celach dowodowych) natomiast sama rozprawa została zakończona uniewinnieniem naszej czwórki. Było to chyba w 2017 roku. Po konfiskacie Fundacja nas sowicie doposażyła.

Najlepszą drogą do przełamywania swoich lęków i blokad jest mierzenie się z nimi. Działalność pro-life choć trudna psychologicznie, dawała bardzo wiele w zamian właśnie w kwestii hartowania charakteru. Jednak owoce te mogłem dostrzec dopiero z perspektywy czasu. I z tej perspektywy mogę śmiało przyznać, że było warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tylko szczerze i bez owijania w bawełnę ;)