O mnie

Pamiętam, że jako dzieciak i później nastolatek byłem pełen takiego dziecięcego, naiwnego patriotyzmu. Fascynacja wszystkim co polskie - królami, wojnami i husarią, dawała mi ogromne powody do dumy. Jednak od pewnego momentu samo "pękanie z dumy" nie sprawiało mi już satysfakcji. Chciałem coś robić, w coś się zaangażować. 

Pierwszym takim polem do zaangażowania było internetowe forum dyskusyjne Wierni Ojczyźnie, na którym spędzałem bardzo dużo czasu w okresie licealnym. Tam m.in. zbierałem pierwsze szlify jeśli chodzi o redagowanie tekstu. Tam też burzono moje naiwne postrzeganie świata, co muszę przyznać, jako dzieciak słabo znosiłem. Dziś jednak wielu tym ludziom, którzy mnie wtedy irytowali jestem wdzięczny. Okazało się, że w wielu kwestiach mieli rację. Człowiek się uczy przez całe życie, jednak prawdziwa nauka zaczyna się dopiero wtedy, gdy sami przed sobą przyznamy, że nie jesteśmy nieomylni i nie wiemy wszystkiego. 

1. Pierwsze narodowe szlify

Kolejny etap mojej drogi przypadł czas studiów, gdy znudzony monotonią życia akademickiego, zdecydowałem się zacząć robić "coś więcej". Wtedy, na trzecim roku studiów, po długim namyśle zdecydowałem zaangażować się w działania Młodzieży Wszechpolskiej. Był to rok 2012, o którym mogę powiedzieć, że stał się początkiem mojej drogi w działalności społecznej.

Przystąpienie do Młodzieży Wszechpolskiej nie było łatwą decyzją. W tamtych czasach organizacja ta wciąż była kojarzona z nazizmem i faszyzmem. Z jednej strony dobrze o tym wiedziałem, z drugiej jednak, gdy obserwowałem działania i wypowiedzi tych ludzi, nie widziałem w nich nic złego. To były czasy, w których Leszek Żebrowski wygłaszał swoje pierwsze prelekcje dla Zjednoczonego Ursynowa, podczas których opowiadał o kryształowych ludziach z Narodowych Sił Zbrojnych. Jego wykłady i historie tych ludzi tak mnie zainspirowały, że zdecydowałem się zaryzykować i dołączyć do obserwowanej od dawna Młodzieży Wszechpolskiej. Przyznam, że było warto.

Pierwszy kontakt ze środowiskiem narodowym odbywałem bardzo ostrożnie. Młodzież Wszechpolska w tamtych czasach wymagała przeczytania szeregu publikacji, z których znajomości każdy kandydat musiał zdać egzamin. Wśród tych lektur były "Myśli nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego. Kilka tygodni wcześniej Kuba Wojewódzki powiedział, że w publikacji tej Dmowski gloryfikuje nazizm i nawołuje do mordowania żydów. Rozpocząłem lekturę mają to z tyłu głowy. Czytałem uważnie każde słowo, doszukują się gloryfikacji nazizmu. Nie znalazłem! Zamiast tego zachwyciłem się Romanem Dmowskim i ideą narodową. "Myśli..." wyniosły wiele moich własnych przemyśleń na nowy poziom i pozwoliły spojrzeć na polską historię i patriotyzm z nowej, mniej naiwnej i dziecięcej perspektywy. To był początek mojego zgłębiania idei, podczas którego jeszcze nie raz się zachwyciłem otwartością umysłów przedwojennych narodowców. I to zarówno endeków, jak i radykałów z ONR-ABC,a w końcu wizjonerów z NSZ.

To właśnie dzięki Młodzieży Wszechpolskiej poznałem wielu wartościowych autorów, którzy wpłynęli na kształtowanie mojego światopoglądu. Ostatnim z nich, jakiego poznałem w szeregach MW był prof. Feliks Koneczny, którego literatura wciąż pomaga mi rozumieć rzeczywistość, która nas otacza.

W czasach Młodzieży Wszechpolskiej zdobyłem też pierwsze doświadczenia polityczne, angażując się w działania Ruchu Narodowego. Ostatecznie rozstałem się ze środowiskiem narodowym w 2015 roku, zniechęcony z jednej strony ideowym "rozjechaniem się" Młodzieży Wszechpolskiej, która zaczęła się bardziej inspirować nacjonalizmami obcymi (zwłaszcza niemieckim i rumuńskim) niż dziedzictwem polskich myślicieli. Z drugiej strony rozczarowała mnie bierna wobec tych tendencji postawa liderów Ruchu Narodowego.

2. Działalność pro-life hartująca duszę

W 2015 roku zaangażowałem się w działalność Fundacji Pro - Prawo do Życia, dla której ostatecznie porzuciłem dotychczasową działalność w organizacjach narodowych. Poznanie wolontariuszy i metod Fundacji pozwoliły mi zaczerpnąć świeży oddech cywilizacji łacińskiej, którego w skutek mody na bizantyński "autonomiczny nacjonalizm" (o którym dziś już mało kto pamięta) brakowało mi wcześniej.

Działalność w barwach Fundacji Pro pozwoliła mi się rozwinąć w obszarze działalności ulicznej. Nie polegała na dorywczych wydarzeniach, zwoływanych z jakiejś okazji a na regularnej pracy. To było trudne zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia, bo stanie z wielkimi plakatami ukazującymi skutki aborcji nie było łatwe. Z reguły lubimy, gdy ludzie nas lubią. Sytuacje, w których jesteśmy wytykani palcami odbieramy jako obciążające i dołujące. Działalność pro-life jest trudna, ale za to daje wiele w zamian jeśli chodzi o samodoskonalenie.Pozwala kształtować charakter na wielu obszarach począwszy od regularnego i sukcesywnego działania bez względu na samopoczucie, przez przełamywanie barier i wzrost pewności siebie aż po pogodzenie się z niewdzięcznością ludzi, dla których działamy. Tak, to jest jedna z najważniejszych lekcji jaką odebrałem, żeby nie liczyć na wdzięczność za działanie. Pozwala to uwolnić się od oczekiwań i po prostu robić to co trzeba.

Był to też czas nauki zbierania podpisów pod obywatelskimi inicjatywami ustawodawczymi. Łącznie w czasie działań dla Fundacji, zbieraliśmy podpisy pod trzema takimi projektami - dwoma dla Fundacji Pro w 2015 i 2016 roku oraz jednym dla Fundacji Życie i Rodzina w 2017 roku. Była to okazja do poznania wielu wartościowych ludzi, nauczenia się koordynacji działań, planowania i przede wszystkim wytrwałości, zwłaszcza wobec warunków atmosferycznych. Zbieraliśmy w upale, deszczu, przy silnym wietrze i padającym śniegu w pierwszych akordach zimy 2017/18.

Oprócz wytrwałości oraz odporności psychicznej i atmosferycznej, zrozumiałem czym jest ludzkie życie, ile jest warte oraz jak bardzo jest zagrożone. Zrozumiałem też pewne aspekty męskiej tożsamości, której podstawą jest odpowiedzialność. Z jednej strony za życie poczęte przez siebie - oczywista sprawa! Ale też formacja narodowa wyniesiona z Młodzieży Wszechpolskiej pozwoliła mi spojrzeć na tą odpowiedzialność w szerszym, narodowym kontekście. Zacząłem rozumieć dlaczego przyszłość narodu zależy od jego stosunku do tych najsłabszych, oraz że narody kanibalistyczne nie mają przyszłości. Jest to jednak zagadnienie na osobną rozprawę...

Podczas działalności pro-life poznałem też Mariusza Piotrowskiego, któremu zawdzięczam kolejny etap tej opowieści. Powrót do działalności narodowej ale już na zupełnie innym poziomie...

3. Narodowcy trochę innego rodzaju

Mariusz nieco wcześniej zakończył swoją przygodę z fundacjami pro-life. Zajął się pracą w Stowarzyszeniu Marsz Niepodległości, gdzie zaadaptował  swoje doświadczenia z działalności antyaborcyjnej. Okazało się to strzałem w dziesiątkę! Stowarzyszenie Marsz Niepodległości wyniosło działalność narodową na zupełnie nowy poziom. Zaczęły pojawiać się kampanie, zaczęto działać regularnie. Zaczęto w końcu mówić o trudnych relacjach polsko-żydowskich w sposób merytoryczny i bez lęku o oskarżenia o antysemityzm. Owocem tego było powstanie Stowarzyszenia Roty Niepodległości, którego celem było zbudowanie regularnych struktur w całej Polsce. 

Dołączyłem do zespołu Mariusza Piotrowskiego w 2019 roku. W ogóle historia naszej znajomości to osobny temat, nadający się na rozprawę równie obszerną jak to, co do tej pory tutaj napisałem. Obaj rozumieliśmy, że działalność narodowa nie może wyglądać tak, jak dotychczas. Obaj rozumieliśmy przekaz Romana Dmowskiego i obaj byliśmy świadomi wad i słabości naszego narodu. Przy okazji prowadzenia kampanii, zbierania podpisów (zimą) , pikietowania i szeregu innych działań, jakie podejmowaliśmy w Rotach, przygotowywaliśmy jednocześnie program formacyjny. Naszym wzorem był rotm. Witold Pilecki. 

W oparciu o dzieła pozostawione przez takich wychowawców narodu jak o. Pirożyński i ks. Woroniecki, próbowaliśmy stworzyć etos działalności społecznej na nasze czasy, u którego podstaw była praca nad własnym charakterem - zwłaszcza nad wytrwałością w żmudnych dziełach. Uznaliśmy, że testament Romana Dmowskiego można zrealizować tylko poprzez pracę nad charakterem. Formację polityczną i ideową również uważaliśmy za ważne, ale szybko zrozumieliśmy, że bez fundamentu opartego na silnym i niezłomnym charakterze, nawet najlepiej przygotowani merytorycznie, poniesiemy klęskę. Że bez silnego charakteru pokona nas nie wróg, a nasze własne słabości, wady i lenistwo. Wobec tego, górnolotne debaty o różnicach między koncepcjami politycznymi wydawały się być po nic. Zrozumieliśmy także, że silne środowisko polityczne musi się opierać na szerokim zapleczu społecznym oraz na silnych charakterach działaczy.

Elementy pracy nad charakterem, obnażające nasz narodowy "słomiany zapał" oraz wskazujące metody pracy nad sobą stały się integralną częścią szkoleń w Rotach Niepodległości. Nie potrwało to jednak długo. Wizja organizacji uległa zmianie, cele zostały porzucone a my poszliśmy w odstawkę. Mieliśmy piękne plany. Wizje, które już zaczęliśmy realizować i projekt kampanii społecznej, która zatrzęsłaby polską sceną polityczną. Brakło jednak woli, i to bynajmniej nie z naszej strony. Ludzie podejmujący decyzje wybrali łatwiejszą drogę.

Czego się nauczyłem w Rotach oprócz pracy nad charakterem? Z pewnością obserwacja Mariusza Piotrowskiego i branie udziału w działaniach na szczycie ogólnopolskiej organizacji przysporzyło mi wielu nowych umiejętności. Od organizowania i prowadzenia szkoleń, przez kierowanie zespołami wolontariuszy podczas działań, pracę merytoryczną przy kampanii, sprawach społecznych i gospodarczych, po ogólne obycie z mediami. Był to z pewnością kolejny etap mojej działalności społecznej, który był po coś. 

Jaki będzie kolejny rozdział już chyba wiem, ale czy te doświadczenia będą do czegoś przydatne, czas pokaże...